Do końca listopada trwa sezon na burczak, czyli
sfermentowane młode morawskie wino z tegorocznych zbiorów. Niektórzy burczaka
nie uznają za wino, a za napój winny.
Francuzi mają swoje Beaujolais Nouveau, a Morawianie swój burczak.
Jego nazwa jest prawnie chroniona i zarezerwowana w ramach Unii Europejskiej
wyłącznie dla młodego wina z Moraw. Teoretycznie burczak powinien być do
picia. Mimo to zdarza się, że kupiony gdzieś przy drodze nadaje się tylko do wylania do rowu. Ale tak to z młodymi
winami bywa – jedni lubią ich kwaśno-słodki kłujący smak i wyczuwalny zapach
niedokończonej fermentacji, inni nawet nie próbują, krzywiąc się na samą myśl o
łyku „kwacha”.
Czesi i Morawianie jednak do swojego młodego wina są bardzo
przywiązani i nie ma co się dziwić, gdy wybierając się za południową granicę
trafimy na burczakowe festyny wieńczące winobranie.
Burczak to częściowo sfermentowany moszcz z winogron, zawierający zrównoważoną ilość alkoholu, cukru i kwasów. Powstaje podczas produkcji wina, a nadaje się do picia już kilka dni po rozpoczęciu fermentacji moszczu. Zawartość alkoholu w burczaku wynosi od jednego do siedmiu procent. Piją go też Austriacy (Sturm) i Niemcy (Federweßer). Napój ten powstaje głównie z białych winogron. Stąd jego jasno żółty kolor, poza tym jest bardziej lub mniej zanieczyszczony mętem fermentacyjnym. Czeska ustawa winiarska pozwala sprzedawać burczak wyłącznie z winogron z danego roku, krajowej produkcji i tylko od 1 sierpnia do 30 listopada.
Burczak to częściowo sfermentowany moszcz z winogron, zawierający zrównoważoną ilość alkoholu, cukru i kwasów. Powstaje podczas produkcji wina, a nadaje się do picia już kilka dni po rozpoczęciu fermentacji moszczu. Zawartość alkoholu w burczaku wynosi od jednego do siedmiu procent. Piją go też Austriacy (Sturm) i Niemcy (Federweßer). Napój ten powstaje głównie z białych winogron. Stąd jego jasno żółty kolor, poza tym jest bardziej lub mniej zanieczyszczony mętem fermentacyjnym. Czeska ustawa winiarska pozwala sprzedawać burczak wyłącznie z winogron z danego roku, krajowej produkcji i tylko od 1 sierpnia do 30 listopada.
Kto jednak młodych win nie lubi może rozejrzeć się za
poważniejszymi trunkami z morawskich winnic. W sklepach ich nie brakuje, a i
ceny mają bardzo przyjemne dla polskiej kieszeni. Smakiem i wyglądem nie
odstają od francuskich, włoskich czy hiszpańskich.
Ja ze swojej wyprawy do Czech przywiozłam czerwone morawskie
wino wytrawne z serii Kral Vinohradu.
Wino jakościowe, rocznikowe (2003) Svatovarinecke. Tzw. win pomiędzy – czyli
półwytrawnych i półsłodkich staram się nie kupować. Na skali między wytrawnym a
słodkimi winami trudno gdzieś precyzyjnie umieścić twory z przedrostkiem pół-,
które spreparowano na użytek wschodnich (w tym polskich) podniebień. W końcu
wino może być mniej lub bardziej wytrawne, mniej lub bardziej słodkie, a
sztuczne podziały zafundowali urzędnicy liczący zawartość cukru w winie dla
potrzeb biurokratycznych. Przecież za słodkie i mocne wino cło może być wyższe.
Wracając jednak do wytrawnego morawskiego Króla – wino jest
wspólną propozycją dwóch firm – Stock Plzen i Vinselekt Michlovski. Zresztą ten
morawski winiarz Milosz Michlovski wina z tej serii sygnuje własnym nazwiskiem.
Obok Svatovarineckego znajdziemy Frankovkę i dwa białe – Muller Thurgau i Veltlínské
zelené.
Opisywane tutaj Svatovarinecke jest winem spokojnym, lekko
kwaśnym z posmakiem wiśniowych pestek i mocno wyczuwalnym aromatem suszonych
śliwek. Może nie tak silnym jak w wigilijnym kompocie z suszu, ale dość
wyraźnym. Kolor ma piękny – nasycony, rubinowy. Pierwszy łyk nie smakuje,
dopiero kolejny pozwala cieszyć się smakiem. Wino, mimo że nie jest wzmacniane,
ma w sobie coś podobnego do ciężkich win węgierskich.
Najlepiej podawać je do pieczeni z dziczyzny i serów ze
szlachetną pleśnią. Optymalna temperatura – 16-18 stopni Celsjusza.
Cena wina – ok. 70 koron czeskich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz