niedziela, 13 listopada 2011

Czas na burczak


Do końca listopada trwa sezon na burczak, czyli sfermentowane młode morawskie wino z tegorocznych zbiorów. Niektórzy burczaka nie uznają za wino, a za napój winny.
Francuzi mają swoje Beaujolais Nouveau, a Morawianie swój burczak. Jego nazwa jest prawnie chroniona i zarezerwowana w ramach Unii Europejskiej wyłącznie dla młodego wina z Moraw. Teoretycznie burczak powinien być do picia. Mimo to zdarza się, że kupiony gdzieś przy drodze nadaje się tylko  do wylania do rowu. Ale tak to z młodymi winami bywa – jedni lubią ich kwaśno-słodki kłujący smak i wyczuwalny zapach niedokończonej fermentacji, inni nawet nie próbują, krzywiąc się na samą myśl o łyku „kwacha”.
Czesi i Morawianie jednak do swojego młodego wina są bardzo przywiązani i nie ma co się dziwić, gdy wybierając się za południową granicę trafimy na burczakowe festyny wieńczące winobranie.
Burczak
 to częściowo sfermentowany moszcz z winogron, zawierający zrównoważoną ilość alkoholu, cukru i kwasów. Powstaje podczas produkcji wina, a nadaje się do picia już kilka dni po rozpoczęciu fermentacji moszczu. Zawartość alkoholu w burczaku wynosi od jednego do siedmiu procent. Piją go też Austriacy (Sturm) i Niemcy (Federweßer). Napój ten powstaje głównie z białych winogron. Stąd jego jasno żółty kolor, poza tym jest bardziej lub mniej zanieczyszczony mętem fermentacyjnym.  Czeska ustawa winiarska pozwala sprzedawać burczak wyłącznie z winogron z danego roku, krajowej produkcji i tylko od 1 sierpnia do 30 listopada.
Kto jednak młodych win nie lubi może rozejrzeć się za poważniejszymi trunkami z morawskich winnic. W sklepach ich nie brakuje, a i ceny mają bardzo przyjemne dla polskiej kieszeni. Smakiem i wyglądem nie odstają od francuskich, włoskich czy hiszpańskich.
Ja ze swojej wyprawy do Czech przywiozłam czerwone morawskie wino wytrawne  z serii Kral Vinohradu. Wino jakościowe, rocznikowe (2003) Svatovarinecke. Tzw. win pomiędzy – czyli półwytrawnych i półsłodkich staram się nie kupować. Na skali między wytrawnym a słodkimi winami trudno gdzieś precyzyjnie umieścić twory z przedrostkiem pół-, które spreparowano na użytek wschodnich (w tym polskich) podniebień. W końcu wino może być mniej lub bardziej wytrawne, mniej lub bardziej słodkie, a sztuczne podziały zafundowali urzędnicy liczący zawartość cukru w winie dla potrzeb biurokratycznych. Przecież za słodkie i mocne wino cło może być wyższe.
Wracając jednak do wytrawnego morawskiego Króla – wino jest wspólną propozycją dwóch firm – Stock Plzen i Vinselekt Michlovski. Zresztą ten morawski winiarz Milosz Michlovski wina z tej serii sygnuje własnym nazwiskiem. Obok Svatovarineckego znajdziemy Frankovkę i dwa białe – Muller Thurgau i Veltlínské zelené.
Opisywane tutaj Svatovarinecke jest winem spokojnym, lekko kwaśnym z posmakiem wiśniowych pestek i mocno wyczuwalnym aromatem suszonych śliwek. Może nie tak silnym jak w wigilijnym kompocie z suszu, ale dość wyraźnym. Kolor ma piękny – nasycony, rubinowy. Pierwszy łyk nie smakuje, dopiero kolejny pozwala cieszyć się smakiem. Wino, mimo że nie jest wzmacniane, ma w sobie coś podobnego do ciężkich win węgierskich.
Najlepiej podawać je do pieczeni z dziczyzny i serów ze szlachetną pleśnią. Optymalna temperatura – 16-18 stopni Celsjusza.

Cena wina – ok. 70 koron czeskich

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz